Czy wraz z nowym rządem, ukształtowanym wyłącznie przez Prawo i Sprawiedliwość, czeka ochronę zdrowia natychmiastowe trzęsienie ziemi? Jeśli wierzyć przedwyborczym obietnicom to tak, ale doświadczenie podpowiada, że nie wszystkie perliste obietnice powtarzane podczas kampanii udaje się politykom szybko wdrażać w życie.
Tak może być też tym razem. Co nie oznacza, że nowy minister zdrowia i jego ekipa, z którą wkrótce umości swoje gniazdko przy ulicy Miodowej, nie będzie chciał szybko pokazać, w czyich rękach jest pełnia władzy. Zwłaszcza, że zgodnie z zapowiedziami zwycięskiej partii to właśnie minister zdrowia ma ją skupić, bez żadnych ustępstw wobec NFZ. Ciekawe, że społeczeństwo bardzo na to liczy. Odsądzany od czci i wiary Fundusz straci wkrótce swoją rację bytu. Jego likwidacja nie jest wbrew szumnym zapowiedziom przewrotem kopernikańskim, ale z całą pewnością wstrząśnie systemem, który – to wiemy wszyscy – źle reaguje na zbyt radykalne i szybkie reformy.
Z przedwyborczych zapowiedzi Prawa i Sprawiedliwości wynika, że najbardziej po łapach mogą dostać prywatne ośrodki medyczne. Zarówno te, które leczą w ramach kontraktów (odbierając je państwowym placówkom), jak i mające dopiero w planach ubieganie się o kawałek publicznego tortu. Ponoć nowy rząd będzie łaskawie patrzył tylko na takie szpitale i przychodnie, które nie będą leczyć dla zysku – o ten warunek raczej trudno na prywatnym rynku usług medycznych. Jakim rynku? Rynek zdrowia zacznie regulować wyłącznie państwo (powstanie sieć szpitali – kotlet już wielokrotnie odgrzewany). Prywatni przedsiębiorcy mają się więc prawo obawiać o swoją przyszłość. Także ci, którzy dopiero są w trakcie wznoszenia nowych inwestycji. Na nowe kontrakty z wojewodami (bo po likwidacji NFZ to oni przejmą zawieranie umów z placówkami medycznymi i zaczną przekazywać im pieniądze za leczenie) nie mają co liczyć, jeśli planują cokolwiek w ochronie zdrowia robić z zyskiem.
Tak wygląda w dużym zarysie to, co jak mantrę od kilku miesięcy powtarzają politycy PiS: przywrócenie budżetowej ochrony zdrowia. Najwięcej mogą na tym zyskać publiczne szpitale, bo prywatną konkurencję czeka uwiąd. Czy jednak będą zadowoleni pacjenci? Czy znikną kolejki do lekarzy, co obiecano im podczas kampanii wyborczej? Nie jest jeszcze jasne, w jaki sposób i z czego nowy rząd dorzuci pieniędzy do systemu. A może wcale nie dorzuci, tylko obetnie kontrakty prywatnym spółkom i odda odzyskane pieniądze szpitalom, które pozostaną w sieci? Jedno jest pewne: stylistyka wyborcza, w której tak wiele padło obietnic lub oskarżeń, nie ma nic wspólnego z realnym rządzeniem. Dopiero w najbliższych tygodniach przekonamy się, co warte były przyrzeczenia i złotouste plany. I jaki na nie będzie miał wpływ nowy minister zdrowia – czy będzie samodzielny przy podejmowaniu decyzji, czy też zostanie zdominowany przez premiera i ministra finansów. A może decydujące okażą się jeszcze inne racje? Wszak nie jest tajemnicą, że wielu działaczy Prawa i Sprawiedliwości, nierzadko lekarzy, w ostatnich latach stało się właścicielami lub udziałowcami prywatnych spółek medycznych. Nacjonalizacja i budżetowanie może być im nie w smak. I co wtedy, mości dobrodzieje?
Paweł Walewski
Autor jest publicystą tygodnika „Polityka”
More from Doniesienia
Pięć najczęściej czytanych artykułów
Stale monitorujemy aktywność naszych użytkowników i obserwujemy, które materiały cieszą się największą popularnością. Analizujemy, dlaczego tak się dzieje, i wyciągamy …
Trzy najczęściej oglądane materiały wideo
Od lat przeprowadzamy wywiady i rozmawiamy z najwybitniejszymi ekspertami medycznymi w całym kraju i nie tylko. Jesteśmy na najważniejszych konferencjach …
Pięć najciekawszych artykułów, które mogłeś ominąć
Drogi lekarzu, przygotowaliśmy dla Ciebie pięć najciekawszych artykułów, które powinieneś poznać, aby lepiej i skuteczniej leczyć swoich pacjentów. Wiedza medyczna …